Wojciech Letki

8513

Przeglądasz starą wersję tego wpisu, od 28 września 2017 o 13:43:21. Tutaj możesz porównać różnice pomiędzy tą wersją a wersją obecna wersja.

Przeprowadził się z Warszawy do Piaseczna w 2000 r. Pisanie było dla niego zawsze czymś w rodzaju ekstrawaganckiego hobby; zarabiał na chleb jako grafik komputerowy-layouter w redakcjach czasopism.












Dorobek opublikowany:

  •  67 słuchowisk radiowych (20 dla dorosłych i 47 dla dzieci), zrealizowanych przez Teatr Polskiego Radia,
  • opowiadania i wiersze publikowane w prasie oraz antologiach, – powieść kryminalna „Zbrodnia prawie doskonała“ (1975 r.), – powieść historyczna dla młodzieży „Nie tylko buławą…“ (1998 r.), – tom opowiadań „Pocztówki z innej planety” (2014 r.),
  • książka dla dzieci „Bazyliszka, i nie tylko, historia prawdziwa” (2015 r.),
  • książka dla dzieci „Opowieści z dzikiej puszczy” (2017 r.).

Nagrody:

  • Druga nagroda na IV Międzynarodowym Konkursie Słuchowisk dla Dzieci OIRT w Karlovych Varach (1984 r.) oraz Nagroda Specjalna „Złote Koziołki“ na VI Biennale Sztuki dla Dziecka w Poznaniu (1984 r.) za słuchowisko „Najważniejsze, to się nie łamać”. Słuchowisko to zostało następnie zakupione przez radiofonię niemiecką, węgierską i czeską, przetłumaczone i wyemitowane kilkakrotnie w tych krajach;
  • Wyróżnienie w konkursie Programu IV Polskiego Radia na słuchowisko popularnonaukowe (1985 r.) – za słuchowisko „Godność i dobre imię“ (biografia gen. Ignacego Prądzyńskiego); Wyróżnienie w konkursie zamkniętym Polskiego Radia na słuchowisko dla młodzieży (1989 r.) – za słuchowisko „Noc w zamczysku czyli romans średniowieczny“;
  • Jedna z trzech równorzędnych głównych nagród w konkursie na komedię teatralną na Pierwszym Ogólnopolskim Festiwalu Komedii „Tarnowska Talia“ w Tarnowie (1997 r.) za sztukę sceniczną „Wizyta“; Wyróżnienie na Festiwalu Słuchowisk Radiowych w Bolimowie (1999 r.) za słuchowisko „Uśmiech losu“; Wyróżnienie na I Krajowym Festiwalu Teatru PR i Teatru TV „Dwa Teatry – Sopot 2001“ (2001 r.) za słuchowisko „Wydawnictwo Smuga“; Wyróżnienie na III Krajowym Festiwalu Teatru PR i Teatru TV „Dwa Teatry – Sopot 2003“ (2003 r.) za słuchowisko „Zasiłek“;
  • II nagroda w konkursie zamkniętym Programu I PR na słuchowisko dla dzieci (2007) za słuchowisko „Babcia”;
  • III nagroda w tym samym konkursie zamkniętym Programu I PR na słuchowisko dla dzieci (2007) za słuchowisko „Szpital na krańcach bajki”. Ponadto słuchowisko dla dzieci „Trzy siostry i krawiec“ zostało zakupione przez radiofonię słoweńską, przetłumaczone i dwukrotnie wyemitowane.



Wiersze:

JESIEŃ

To już jesień niestety. Ostatnie dni lata
trzepocą jak gołębie w bladym, pustym niebie.
Wiatr liście z zakamarków starannie wymiata
i kościstym paluchem w szparach okien grzebie.
Czasem deszczu kurtyna znienacka zapada,
świat za kratą gałęzi jak pusta wystawa…
Jesień, jesień, kochanie – i o czym tu gadać?
Miłość, miłość, kochanie, to poważna sprawa.

Warszawa 1984

Za drzewami dogasa słońca blask czerwony
Śnieg chrzęści w zębach mrozu jak świeża kapusta
W opustoszałym parku spacerują wrony
Niby czarni muzycy wśród lodowych luster

Piec jest nieco oziębły, lecz kiedy już śpimy
Rozchmurza się i błyska złotym zębem żaru
Za oknem gra cichutko szklana muzyka zimy
I dom sunie do świtu w zaprzęgu zegarów

Warszawa 1985

ZIMA

Wczesny zmierzch po horyzont sięga jak po swoje,
Za las, przetkany śniegiem niby futro wilcze.
Dobry los nas obdarzył tym ciepłym pokojem,
Gdzie tak miło nam czasem zwyczajnie pomilczeć.

Mróz tuli twarz do szyby, szczeka pies sąsiada;
Jest spokojnie, jak gdyby czas się tu zatrzymał.
Jodły śpią jak niedźwiedzie, a śnieg pada, pada…
Jesteś ze mną, ja z tobą i tak mija zima.

Otwock 1986

ZAPASY

Już złoty dzwon jesieni zabrzmiał nad ścierniskiem
Chmury ptaków i liści zerwały się z drzewa
Już poranki są mroźne a wieczory mgliste
I koci łeb księżyca nad przystankiem ziewa.
Idzie zima. Pęcznieją strychy i spiżarnie
Od konfitur, kompotów, kapusty, orzechów…
Bądźmy także przezorni, nim biel nas ogarnie
I schowajmy na zimę choć słoik uśmiechu!

Otwock 1986

PORANNE WYZNANIE

Wychodzę. Snem jak szalem otuliłaś głowę…
Wiatr ze wschodu rozpędził miast dalekich zapach.
Brzemienne autobusy na ugiętych łapach
Ciężko człapią przez wąwóz nocy kryzysowej.

Blady świt niby tajniak zagląda przez szparę.
Domy wolno unoszą sklejone powieki
A ja nad brudnoszarą galaretą rzeki
Piszę palcem po chmurach te trzy słowa stare:
„Wojtek kocha Ewę”.

Warszawa 1990

NOWY ROK

Tej nocy księżyc jest bezsilny.
Chowa wątły uśmiech
w chryzantemach fajerwerków.
Nagłe błyski demaskują domy
przytulone lubieżnie do siebie
i mgła muzyki wisi nad miastem.

Tej nocy zamykamy na klucz
Szafę pełną wspomnień.
Nie przydadzą się już do niczego.
Niektóre upychamy w głębi,
inne chętnie by się wyrzuciło.
Czasem drzwi trzeba
docisnąć kolanem,
tyle tego jest.

Klucz wrzucamy do nowej szafy,
jeszcze pustej.

Piaseczno 2015

SPISKOWCY
(Drugie miejsce w konkursie na opowiadanie o Piasecznie)




– Panie Heniu, ma pan gościa – powiedziała pielęgniarka, odłączając kroplówkę od wenflonu tkwiącego w żyle Henryka. – Trochę za późno na wizyty, ale pana tak rzadko ktoś odwiedza…
Henryk odstawił na szafkę talerz z resztkami jedzenia. Pociągnął łyk słabej, przesłodzonej herbaty. Ktoś delikatnie zapukał; spoza drzwi mignęła siwa CZUPRYNA Grzegorza.
– Można?
– Pan wchodzi – odpowiedziała pielęgniarka, mijając go w progu. – Najwyżej na pół godziny.
Grzegorz wszedł. Przywitał się i z widocznym roztargnieniem rozejrzał dookoła; widać było, że myślami jest gdzie indziej. Bez wstępów wyjął z kieszeni kurtki pogniecioną gazetę. Zamachał nią przed nosem Henryka.
– Widzisz pan, znowu chcą przyłączyć nasze Piaseczno do Warszawy. Wkurzyłem się! Jakiś cwaniak na tym zarobi a zwykły człowiek jak zawsze dostanie po tyłku!
Henryk wziął od niego gazetę, wlożył okulary i szybko przeleciał wzrokiem wskazany tekst.
– Bez sensu – mruknął. – Trzeba będzie oddawać podatki Warszawie, a co dostaniemy w zamian? Tańsze bilety?
Grzegorz entuzjastycznie potrząsnął jego ręką nie zważając na tkwiący w niej wenflon.
– O to chodzi! Ja właśnie do pana w tej sprawie. Nasze społeczeństwo nie może do tego dopuścić, trzeba je poruszyć, poprowadzić!
– Niby jak? – wzruszył ramionami Henryk. – Co my możemy? Przecież jesteśmy – pan wybaczy – dwa stare grzyby. Ja mam siedemdziesiąt lat, pan siedemdziesiąt pięć…
– Wolnego – oburzył się Grzegorz. – Dopiero skończę siedemdziesiąt cztery w listopadzie! To zresztą bardzo dobrze bo nasze pokolenie rozumie, czym jest prawdziwy patriotyzm. Już kiedyś o tym rozmawialiśmy. Pamięta pan OP?
Henryk roześmiał się serdecznie.
– Jasne, że pamiętam. Była z tym kupa śmiechu. OP czyli Obrona Piaseczna, nasza tajna organizacja która miała bronić miasta przed kolejnymi ciuchlandami. Kiedy to myśmy ją założyli? Ze cztery lata temu, na imieninach pańskiej małżonki. Mieliśmy nawet pseudonimy – ja byłem Czarny, a pan – Wilk.
– Słusznie, jestem komendant Wilk – poważnie odpowiedział Grzegorz. – Nie ma się z czego śmiać. Ogłaszam alarm!
Zdezorientowany Henryk wytrzeszczył oczy na swego gościa i dyskretnie wciągnął powietrze nosem. Grzegorz wyglądał trzeźwo. Wszystko to jednak wydawało się zbyt absurdalne, aby mogło być prawdziwe. Może jakaś ukryta kamera filmowała ich potajemnie?
– Panie Grzegorzu, czy pan nie przesadza? – wyjąkał. – Przecież ta organizacja to tylko wygłup, zresztą byliśmy wtedy na dobrej bani. Żartowaliśmy sobie. A ciuchlandów i tak przybywa!
– Nie „panie Grzegorzu” tylko „komendancie Wilk” – sprostował Grzegorz. – Co tam ciuchlandy, dziś chodzi o poważne sprawy! Leży pan w szpitalu, może pan odmówić, formalnie będę musiał to uznać. Jednak byłbym bardzo zawiedziony, bo pan służył kiedyś w wojskach pancernych a ja potrzebuję kogoś takiego. Może pan chodzić?
– Mogę, ale niezbyt daleko – ostrożnie odpowiedział Henryk. – A co do wojsk pancernych, to przecież pół wieku minęło od tego czasu…
Grzegorz przerwał mu niecierpliwym gestem.
– Nic nie szkodzi. Mamy plan, reszta oddziału czeka już na pana.
– Jaki znowu oddział? – zawołał Henryk – Przecież było nas tylko dwóch. Skaptował pan jeszcze kogoś?
– Pst, konspiracja – Grzegorz położył palec na ustach. – Zanim pana wtajemniczę, muszę mieć pewność, że idzie pan z nami. Jeśli nie, to jakoś sami sobie poradzimy. Nawet rozumiem pański brak zapału, bo pan przecież dopiero od dziesięciu lat mieszka w Piasecznie. Ale ja tu się urodziłem i tu chcę umrzeć, a nie gdzieś na przedmieściu Warszawy. Więc jak będzie, kolego Czarny?
Henryk pomyślał o monotonii i nudzie szpitalnego życia, regulowanego obchodami oraz kroplówkami. Rzucił okiem na kubek z resztą słabej herbaty – jutro dostanie taką samą, pojutrze też… Wspomniał ordynatora, który marszcząc brwi oglądał wyniki badań a na nieśmiałe pytania odpowiadał krótko „trzeba czekać”. Tutaj czas po prostu stał bez ruchu jak woda w sadzawce, zaś czekanie było treścią dnia. A jeśli Grzegorz zwariował? Tak czy inaczej ma zamiar wpakować ich w jakąś idiotyczną awanturę, to nie ulega wątpliwości. Ale ile takich awantur jeszcze przed nimi? Raczej niewiele…
– Idę, komendancie Wilk, niech się dzieje co chce – zawołał, siadając na łóżku.
– Dziękuję, kolego Czarny – powiedział Grzegorz z nieukrywaną ulgą. – Trzeba będzie na godzinkę wyjść ze szpitala. Ma pan jakieś ubranie?
– Mam dres i buty, powinno wystarczyć.
Henryk ubrał się szybko a na wierzch narzucił szlafrok. Tymczasem Grzegorz wyjął telefon i wybrał jakiś numer.
– Mówi komendant Wilk – rzucił do mikrofonu przyciszonym głosem. – Kolego Zielony, proszę podjechać pod szpital Świętej Anny.
Nie niepokojeni przez nikogo powoli zeszli na parter i wyszli z budynku. Zachodzące słońce do połowy skryło się już za dachami Piaseczna. W gęstwinie świerkowych gałęzi pobrzmiewały ostatnie, pożegnalne ptasie głosy. Henryk z przyjemnością wdychał świeże letnie powietrze, tak różne od szpitalnej atmosfery, przesyconej lękiem i zapachem lekarstw.
Stojący naprzeciwko wyjścia mały samochód zamrugał światłami.
– Wsiadamy – zakomenderował Grzegorz. – Tylko zdejmij już ten szlafrok, Czarny.
Henryk wcisnął się na tylne siedzenie, Grzegorz usiadł obok kierowcy. Był to bardzo młody chłopak, ubrany w kurtkę z kapturem. Wyglądał na kogoś, kto lubi dobrze zjeść.
– Poznajcie się panowie – dokonał prezentacji Grzegorz. – Kolega Czarny, kolega Zielony.
Zielony odpowiada u nas za transport.
– Dlaczego ja mam być Zielony? – obruszył się kierowca. – To niepoważne.
– Dlatego, że jesteś jeszcze zielony i nic nie wiesz o konspiracji – odpowiedział Grzegorz. – My z Czarnym pamiętamy stan wojenny, a ty co?
– A ja się narażam dla sprawy i biorę samochód ojca bez pytania. To mało? No wujku, przecież obiecałeś, że mi zmienisz pseudonim…
Grzegorz posiniał ze złości.
– Nie jestem teraz żadnym wujkiem dla ciebie, smarkaczu jeden! Musisz do mnie mówić: komendancie Wilk! Jasne? Też mi konspirator… No i jaki pseudonim chcesz mieć?
– Chcę się nazywać Szybki – szepnął kierowca.
– No dobrze, niech ci będzie. Marnujemy czas na głupstwa a Czarny za godzinę musi być z powrotem w szpitalu. Ruszaj, Szybki, najpierw pojedziemy ulicą Sierakowskiego do rynku, chcę wam coś pokazać.
– Tak jest, komendancie Wilk – wykrzyknął rozpromieniony Szybki dodając gazu.
Samochód ruszył, zakołysał się na wybojach i skręcił w najbliższą przecznicę. Henryk uświadomił sobie, że bardzo słabo zna tę część miasta. Nie umiał nawet wymienić nazw mijanych właśne uliczek. Gdy jeszcze pracował, kursował głównie między mieszkaniem a stacją kolejową. Później przestał odwiedzać okolice dworca a na spacer chodził do Lidla, gdzie przynajmniej można było czasem spotkać kogoś znajomego. Teraz zaś z przyjemnością oglądał przesuwające się za szybą domki, w których tak kusząco kwitło życie zdrowych ludzi.
Wjechali w ulicę Sierakowskiego. Grzegorz odwrócił się z przedniego siedzenia.
– Patrz tylko, kolego Czarny, tu gdzieś na Sierakowskiego przed wojną Żyd Felner miał piekarnię. Tatuś mi jeszcze opowiadał. Zawsze powtarzał: „te dzisiejsze chałki to nie takie jak były u Felnera”. Nikt już o tym nie pamięta i nikogo to nie obchodzi. A jak nas teraz przyłączą do Warszawy, to za pięćdziesiąt lat ludzie nie będą pamiętali, że kiedyś w ogóle było jakieś Piaseczno. Zaparkuj przy placu Piłsudskiego, Szybki.
Samochód zjechał na pobocze i przystanął. Wysiedli. Dzień powoli dogasał. Sylwetka kościoła rysowała się ostro na tle pomarańczowych obłoków. Wysoko nad miastem wisiał już blady sierp księżyca, dziwnie wątły i nierzeczywisty w porównaniu z metalowym półksiężycem wieńczącym ratuszową wieżę. Wszystkie ławki otaczające plac były zajęte. Fontannę okupowała gromadka dzieci. Młodsze próbowały schwytać lśniące kolorowym światłem krople wody a później z piskiem chowały się za plecami rodziców. Starsze przebiegały odważnie między różnobarwnymi strugami nie zważając na przemoczone ubrania. Piski i okrzyki mieszały się z szumem rozmów dobiegającym od strony kawiarnianych ogródków.
– Choćby tylko dla tych dzieciaków warto było fontannę zrobić – uśmiechnął się Henryk. – Nigdy jeszcze nie przychodziłem tu wieczorem.
– A kościół, a nasz ratusz? – Grzegorz wskazał budowle oświetlone ostatnimi promieniami słońca. – A stara plebania? Piękne są. Mielibyście sumienie oddać to bez walki?
– Szkoda gadać; co robimy, komendancie? – zapytał Szybki.
– Do wozu! Najkrótszą drogą na Prusa, pokażę ci gdzie stanąć.
Samochód ruszył i okrążył plac. Po kilkuminutowym kluczeniu cichymi o tej porze uliczkami wjechali w ulicę Prusa. Obok szemrała rzeczka a większość stojących tu domów była nowa i zadbana. Minęli je, by zahamować przed zardzewiałym blaszanym garażem.
– To pana komendanta buda? – zdziwił się Szybki. – Ten rzęch?
– Nie moja tylko wydzierżawiona, ale na jedno wychodzi – odpowiedział Grzegorz mocując się z wielką kłódką. – Oficjalnie trzymam w niej stary spychacz; nikt tu nie wlezie, bo po co komu spychacz? Nikomu nie przyjdzie do głowy, że to nasz magazyn broni.
– Komendancie Wilk, chyba pan żartuje – syknął Henryk. – Jaka znowu broń?
Kłódka puściła. Grzegorz pchnął skrzypiące drzwi i zniknął w ciemności zalegającej wnętrze. Nagle pod sufitem zabłysła słaba żarówka. Henryk ostrożnie zajrzał.
– O ja to kręcę! – wrzasnął mu nad uchem Szybki i jednym susem wskoczył do środka.
Oparł obie ręce o wypełniający całe wnętrze obskurnej szopy krępy stalowy kształt. Oglądał go i głaskał. Henryk, któremu mowę odjęło, obserwował ze zgrozą tę scenę.
– Już wiecie, jaka broń? – zapytał z uśmiechem Grzegorz. – Broń pancerna.
– Ale to przecież nasz czołg, ten co stał na skwerze – gorączkował się Szybki. – Tu jest na pancerzu taka bulwa. Poznaję, bo kiedyś potknąłem się o nią i wybiłem sobie ząb. Później mama strasznie krzyczała na tatusia że mi pozwolił po czołgu łazić.
– Kolego Czarny, pan nie rozumie co ten czołg znaczył dla piaseczyńskich dzieciaków – wyjaśnił Grzegorz. – Kiedy pan przyjechał, to już go nie było. Ale przecież na nim wychowały się całe pokolenia! Wiedziałem, że w końcu go zabiorą, bo zewsząd zabierali te ruskie czołgi. Przygotowałem zawczasu garaż a później tylko musiałem wszystkiego dopilnować.
– No właśnie, pamiętam, że wujek… to znaczy pan komendant przesiadywał wciąż na skwerze. Nawet tatuś martwił się o pana komendanta, że tak wciąż tam siedzi.
Henryk pokręcił głową.
– Nie, to nie może być prawda. To chyba jakiś koszmarny sen. Jak pan go zdobył?
– Wszystko jest kwestią ceny – roześmiał się Grzegorz. – Dałem mój stary motocykl i skrzynkę wódki dźwigowemu, co zabierał czołg na platformę. Bardzo był zadowolony. Jeszcze mi go tu przywiózł i wstawił do garażu.
– Ale czy ten czołg jest sprawny? – rozgorączkowany Szybki chwycił Grzegorza za rękaw.
– Od paru lat przy nim dłubię i naprawiam, to chyba sprawny. Zresztą zaraz się przekonamy.
Henryk z niedowierzaniem obserwował tę scenę. Była tak groteskowa, że co chwilę machinalnie szczypał się w udo. Szarpały nim sprzeczne uczucia – czuł przerażenie a jednocześnie miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Owszem, pragnął przygody, ale chyba nie aż takiej.
– Panowie, nie gorączkujcie się tak – poprosił. – Chyba nie doceniacie powagi sytuacji. Chcecie się bawić w czterech pancernych? Wystarczy, że ktoś zauważy a ciężko bekniemy wszyscy trzej! Przecież to kryminał!
– Ja właśnie chcę, żeby wszyscy mnie zobaczyli – zawołał triumfalnie Grzegorz. – Nie zamierzam się ukrywać. Plan jest taki: pojedziemy czołgiem na skrzyżowanie Okulickiego i Armii Krajowej. Tam stanę z lufą wycelowaną w stronę Warszawy. Zablokuję ruch. Wy wysiądziecie i wszystko z boku sfilmujecie. Później Szybki odwiezie Czarnego a film zaniesie do Polsatu albo do TVN – albo dla pewności do obu.
– A co będzie z wujkiem… to znaczy z komendantem? – zapytał Szybki. – Chce komendant walczyć?
Grzegorz roześmiał się znowu i poklepał go po ramieniu.
– Nie ma mowy o żadnej walce, działo jest zaślepione. Zresztą nie mam amunicji. Pewnie za jakieś dziesięć minut przyjedzie policja, za pół godziny siły specjalne. Będę straszył i stawiał żądania. Zanim zauważą, że ten czołg to kupa złomu, minie kolejne pół godziny. Zanim mnie zwiną – jeszcze z dziesięć minut. W międzyczasie będzie tu już tłum dziennikarzy.
– Wsadzą pana do więzienia – zawołał Henryk. – Choćby tylko za nielegalne posiadanie broni.
– Wsadzą i szybko wypuszczą bo jestem już stary a ten czołg bez amunicji to żadna broń. Mogą mnie najwyżej oskarżyć o wykroczenie drogowe. Zanim sąd się tym zajmie, miną lata. Może nie dożyję wyroku? Ale przynajmniej zmobilizuję opinię publiczną i poruszę sumienia mieszkańców Piaseczna. Nie bójcie się, was nie wydam.
– Ja się nie boję! – zawołał Szybki. – Będziemy sławni! No już – którędy jedziemy?
Grzegorz rozłożył na czołgowym błotniku wystrzępiony plan miasta.
– Najkrótszą drogą, prosto przez mostek i park do Chyliczkowskiej a dalej do Armii Krajowej. Mam bardzo mało paliwa, tylko jeden kanister, ale do skrzyżowania powinno wystarczyć.
– Tędy przez mostek do parku? – skrzywił się Henryk. – Przecież ten mostek pod dużym psem by się zawalił!
– Szybko przeskoczymy, nawet nie zdąży skrzypnąć – odpowiedział Grzegorz i wydobył skądś duży plastikowy baniak. – Zaraz zatankuję a ty siadaj na stanowisku kierowcy, Czarny, przypomnij sobie dawne czasy.
Henryk osłupiał. Szeroko otwartymi oczami patrzył na obu mężczyzn i mimowolnie pukał się w pierś wskazującym palcem.
– Mam być kierowcą? – wykrztusił wreszcie. – Ale ja nic nie wiem o prowadzeniu czołgu! Nie mam nawet prawa jazdy!
– Przecież sam mówiłeś, że służyłeś w broni pancernej – wycedził groźnie Grzegorz przysuwając twarz do jego twarzy. – Kłamałeś?
– No tak, niby służyłem w broni pancernej – wybełkotał Henryk. – Ale całą służbę spędziłem w magazynie mundurowym. Nie puścili mnie do czołgu bo byłem politycznie niepewny…
Przez długą chwilę w garażu panowało napięte milczenie. Nagle Grzegorz parsknął niepohamowanym śmiechem, za nim Szybki, wreszcie dołączył do nich Henryk. Ryczeli ze śmiechu, ocierali łzy, klepali wzajemnie po plecach. W końcu Grzegorz uspokoił się i głęboko odetchnął.
– No trudno, wobec tego sam spróbuję poprowadzić, ostatecznie niejedną godzinę spędziłem w tym złomie. To przecież niedaleko. Wy pojedziecie za mną samochodem, rozumiesz, Szybki? Czarny niech wszystko filmuje – kamera leży tu na półce.
– Tak jest, panie komendancie – wrzasnął Szybki, patrząc z uwielbieniem na dowódcę ale zaraz dodał: – A co tu pisze na wieży? OBOP? Przedtem tego napisu nie było.
– No właśnie, co ma do rzeczy Ośrodek Badania Opinii Publicznej? – zapytał Henryk.
– U nas to znaczy: Ochotniczy Batalion Obrony Piaseczna – odpowiedział dumnie Grzegorz, rzuciwszy w kąt pusty kanister. – Panowie, do maszyn!
Wdrapał się zwinnie na czołg i znikł we włazie. Słychać było, jak pobrzękuje czymś wewnątrz. Silnik zaczął rzęzić, stękać aż wreszcie zaskoczył. Gryzący niebieski dym wypełnił garaż.
– Czarny, bierz kamerę! – krzyknął Szybki i obaj pędem ruszyli do samochodu.
Czołg tymczasem drgnął, wolno wytoczył się z garażu i powoli zakręcił. Przejechał kilkadziesiąt metrów ulicą. Sapnął, zazgrzytał i żłobiąc w trawniku głębokie koleiny wpełzł na alejkę prowadzącą prosto do wątłego mostku. Wjazdu bronił tam samotny biało-czerwony słupek, tak cienki i bezradny wobec stalowego kolosa że aż Henrykowi zrobiło się go żal.
– Nie przejedzie, dupnie razem z mostkiem do Perełki – jęknął Szybki, zakręcając za czołgiem.
Czołg sunął coraz szybciej, szarżował triumfalnie z rozwianą kitą błękitnego dymu, wyciągając do przodu lufę jak husarską kopię. Widać było, że komendant rozpaczliwie usiłuje utrzymać w linii prostej rozpędzoną maszynę, której gąsienice rwały trawę porastającą pobocza. Wychylony przez okienko Henryk przyciskał do oka wizjer podskakującej kamery. Most był tuż tuż. Coś trzasnęło; biało-czerwony słupek przekoziołkował ponad samochodem. Gąsienice z przeraźliwym wizgiem otarły się o barierki i rozgięły je, wzniecając snopy iskier. Most boleśnie jęknął prawie ludzkim głosem, osiadając na dnie. Czołg zdążył jednak dosięgnąć drugiej strony. Mozolnie wdrapywał się na brzeg rzeczki.
Szybki zaklął i wcisnął pedał hamulca.
– Musimy jechać dookoła!
Tymczasem czołg był już na górze. Jednak zamiast kierować się w stronę niedalekiej szkoły, powoli skręcał nad staw. W jego silniku coś dziwnie stukało. Nagle prawa gąsienica poślizgnęła się na trawiastym zboczu.
– Jezu, co wujek robi! – krzyknął Szybki.
Przechylona niebezpiecznie maszyna zaczęła zsuwać się do stawu. Ciągnąc za sobą warkocz dymu brodziła w coraz głębszej wodzie. Pokrywa włazu odskoczyła i na pancerzu pojawił się Grzegorz. Potężnym susem przeskoczył mielące wodę gąsienice, lądując w głębokim mule tuż przy brzegu. Stanąwszy na baczność, zwrócił w stronę oddalającej się maszyny umorusaną smarem twarz i zasalutował, przykładając dwa palce do daszka bejsbolówki.
Czołg tymczasem był coraz dalej, parł zanurzony głębiej i głębiej, zostawiając na wodzie stawu potężne kręgi. Przerażone kaczki rozpaczliwie trzepotały skrzydłami. Wreszcie silnik zaczął się krztusić, przerywać, u wylotu rury wydechowej zabulgotała woda. Pancerny kolos ostatnim wysiłkiem wtargnął w gęstwinę sitowia otaczającego wysepkę i zamilkł. Ściana tataraku zamknęła się za jego wieżą. Jeszcze przez chwilę rozbrzmiewało tam nerwowe kwakanie, w końcu i ono umilkło. Grzegorz niezdarnie wyczłapał na brzeg. Głośno wytarł nos a potem przysiadł, by wylać wodę z butów. Henryk i Szybki wybałuszonymi oczami obserwowali go ponad ruiną mostku.
– Co się tak gapicie? – rzucił ostro. – Lewy drążek mi się zablokował. No trudno, tym razem nie wyszło, chociaż mało brakowało. Dobrze, że chociaż czołg jest ukryty w trzcinach. Musi tu zostać parę dni. Może uda mi się zmobilizować do OBOP jakiegoś płetwonurka?

Aktualizacje wpisu:
Zmiany:
28 września 2017 o 13:43:21Aktualna wersja
Zawartość
Bez zmian: <p align="justify" >Przeprowadził się z Warszawy do Piaseczna w 2000 r. Pisanie było dla niego zawsze czymś w rodzaju ekstrawaganckiego hobby; zarabiał na chleb jako grafik komputerowy-layouter w redakcjach czasopism.</p>Bez zmian: <p align="justify" >Przeprowadził się z Warszawy do Piaseczna w 2000 r. Pisanie było dla niego zawsze czymś w rodzaju ekstrawaganckiego hobby; zarabiał na chleb jako grafik komputerowy-layouter w redakcjach czasopism.</p>
Skasowano: </br> Dodano: <br>
Skasowano: </br> 
Skasowano: </br> 
Skasowano: </br> Dodano: <br>
 Dodano: <br>
 Dodano: <br>
Skasowano: </br> Dodano: <br>
Skasowano: </br>  
Bez zmian: <strong>Dorobek opublikowany</strong>:Bez zmian: <strong>Dorobek opublikowany</strong>:
Bez zmian: <ul>Bez zmian: <ul>
Bez zmian: <li> 67 słuchowisk radiowych (20 dla dorosłych i 47 dla dzieci), zrealizowanych przez Teatr Polskiego Radia,</li>Bez zmian: <li> 67 słuchowisk radiowych (20 dla dorosłych i 47 dla dzieci), zrealizowanych przez Teatr Polskiego Radia,</li>
Bez zmian: <li>opowiadania i wiersze publikowane w prasie oraz antologiach, - powieść kryminalna „Zbrodnia prawie doskonała“ (1975 r.), - powieść historyczna dla młodzieży „Nie tylko buławą...“ (1998 r.), - tom opowiadań „Pocztówki z innej planety” (2014 r.),</li>Bez zmian: <li>opowiadania i wiersze publikowane w prasie oraz antologiach, - powieść kryminalna „Zbrodnia prawie doskonała“ (1975 r.), - powieść historyczna dla młodzieży „Nie tylko buławą...“ (1998 r.), - tom opowiadań „Pocztówki z innej planety” (2014 r.),</li>
Bez zmian: <li>książka dla dzieci „Bazyliszka, i nie tylko, historia prawdziwa” (2015 r.),</li>Bez zmian: <li>książka dla dzieci „Bazyliszka, i nie tylko, historia prawdziwa” (2015 r.),</li>
Skasowano: <li>książka dla dzieci „Opowieści z dzikiej puszczy” (2017 r.).</li> Dodano: <li>książka dla dzieci „Opowieści z dzikiej puszczy” (2017 r.),</li>
 Dodano: <li>książka dla dzieci „Zbójeckie historie" (2018 r.).</li>
Bez zmian: </ul>Bez zmian: </ul>
Bez zmian: <strong>Nagrody:</strong>Bez zmian: <strong>Nagrody:</strong>
Bez zmian: <ul>Bez zmian: <ul>
Bez zmian: <li>Druga nagroda na IV Międzynarodowym Konkursie Słuchowisk dla Dzieci OIRT w Karlovych Varach (1984 r.) oraz Nagroda Specjalna „Złote Koziołki“ na VI Biennale Sztuki dla Dziecka w Poznaniu (1984 r.) za słuchowisko „Najważniejsze, to się nie łamać”. Słuchowisko to zostało następnie zakupione przez radiofonię niemiecką, węgierską i czeską, przetłumaczone i wyemitowane kilkakrotnie w tych krajach;</li>Bez zmian: <li>Druga nagroda na IV Międzynarodowym Konkursie Słuchowisk dla Dzieci OIRT w Karlovych Varach (1984 r.) oraz Nagroda Specjalna „Złote Koziołki“ na VI Biennale Sztuki dla Dziecka w Poznaniu (1984 r.) za słuchowisko „Najważniejsze, to się nie łamać”. Słuchowisko to zostało następnie zakupione przez radiofonię niemiecką, węgierską i czeską, przetłumaczone i wyemitowane kilkakrotnie w tych krajach;</li>
Skasowano: <li>Wyróżnienie w konkursie Programu IV Polskiego Radia na słuchowisko popularnonaukowe (1985 r.) - za słuchowisko „Godność i dobre imię“ (biografia gen. Ignacego Prądzyńskiego); Wyróżnienie w konkursie zamkniętym Polskiego Radia na słuchowisko dla młodzieży (1989 r.) - za słuchowisko „Noc w zamczysku czyli romans średniowieczny“;</li> Dodano: <li>Wyróżnienie w konkursie Programu IV Polskiego Radia na słuchowisko popularnonaukowe (1985 r.) - za słuchowisko „Godność i dobre imię“ (biografia gen. Ignacego Prądzyńskiego);</li>
Skasowano: <li>Jedna z trzech równorzędnych głównych nagród w konkursie na komedię teatralną na Pierwszym Ogólnopolskim Festiwalu Komedii „Tarnowska Talia“ w Tarnowie (1997 r.) za sztukę sceniczną „Wizyta“; Wyróżnienie na Festiwalu Słuchowisk Radiowych w Bolimowie (1999 r.) za słuchowisko „Uśmiech losu“; Wyróżnienie na I Krajowym Festiwalu Teatru PR i Teatru TV „Dwa Teatry - Sopot 2001“ (2001 r.) za słuchowisko „Wydawnictwo Smuga“; Wyróżnienie na III Krajowym Festiwalu Teatru PR i Teatru TV „Dwa Teatry - Sopot 2003“ (2003 r.) za słuchowisko „Zasiłek“;</li> 
 Dodano: <li>Wyróżnienie w konkursie zamkniętym Polskiego Radia na słuchowisko dla młodzieży (1989 r.) - za słuchowisko „Noc w zamczysku czyli romans średniowieczny“;</li>
 Dodano: <li>Jedna z trzech równorzędnych głównych nagród w konkursie na komedię teatralną na Pierwszym Ogólnopolskim Festiwalu Komedii „Tarnowska Talia“ w Tarnowie (1997 r.) za sztukę sceniczną „Wizyta“;</li>
 Dodano: <li>Wyróżnienie na Festiwalu Słuchowisk Radiowych w Bolimowie (1999 r.) za słuchowisko „Uśmiech losu“;</li>
 Dodano: <li>Wyróżnienie na I Krajowym Festiwalu Teatru PR i Teatru TV „Dwa Teatry - Sopot 2001“ (2001 r.) za słuchowisko „Wydawnictwo Smuga“;</li>
 Dodano: <li>Wyróżnienie na III Krajowym Festiwalu Teatru PR i Teatru TV „Dwa Teatry - Sopot 2003“ (2003 r.) za słuchowisko „Zasiłek“;</li>
Bez zmian: <li>II nagroda w konkursie zamkniętym Programu I PR na słuchowisko dla dzieci (2007) za słuchowisko „Babcia”;</li>Bez zmian: <li>II nagroda w konkursie zamkniętym Programu I PR na słuchowisko dla dzieci (2007) za słuchowisko „Babcia”;</li>
Skasowano: <li>III nagroda w tym samym konkursie zamkniętym Programu I PR na słuchowisko dla dzieci (2007) za słuchowisko „Szpital na krańcach bajki”. Ponadto słuchowisko dla dzieci „Trzy siostry i krawiec“ zostało zakupione przez radiofonię słoweńską, przetłumaczone i dwukrotnie wyemitowane.</li> Dodano: <li>III nagroda w tym samym konkursie zamkniętym Programu I PR na słuchowisko dla dzieci (2007) za słuchowisko „Szpital na krańcach bajki”.</li>
Bez zmian: </ul>Bez zmian: </ul>
Skasowano: </br>Dodano: Ponadto słuchowisko dla dzieci „Trzy siostry i krawiec“ zostało zakupione przez radiofonię słoweńską, przetłumaczone i dwukrotnie wyemitowane.
Bez zmian: <strong>Wiersze:</strong>Bez zmian: <strong>Wiersze:</strong>
Bez zmian: <strong>JESIEŃ</strong>Bez zmian: <strong>JESIEŃ</strong>
Bez zmian: To już jesień niestety. Ostatnie dni lataBez zmian: To już jesień niestety. Ostatnie dni lata
Bez zmian: trzepocą jak gołębie w bladym, pustym niebie.Bez zmian: trzepocą jak gołębie w bladym, pustym niebie.
Bez zmian: Wiatr liście z zakamarków starannie wymiataBez zmian: Wiatr liście z zakamarków starannie wymiata
Bez zmian: i kościstym paluchem w szparach okien grzebie.Bez zmian: i kościstym paluchem w szparach okien grzebie.
Bez zmian: Czasem deszczu kurtyna znienacka zapada,Bez zmian: Czasem deszczu kurtyna znienacka zapada,
Bez zmian: świat za kratą gałęzi jak pusta wystawa...Bez zmian: świat za kratą gałęzi jak pusta wystawa...
Bez zmian: Jesień, jesień, kochanie - i o czym tu gadać?Bez zmian: Jesień, jesień, kochanie - i o czym tu gadać?
Bez zmian: Miłość, miłość, kochanie, to poważna sprawa.Bez zmian: Miłość, miłość, kochanie, to poważna sprawa.
Bez zmian: Warszawa 1984Bez zmian: Warszawa 1984
Bez zmian: ...Bez zmian: ...
Bez zmian: Za drzewami dogasa słońca blask czerwonyBez zmian: Za drzewami dogasa słońca blask czerwony
Bez zmian: Śnieg chrzęści w zębach mrozu jak świeża kapustaBez zmian: Śnieg chrzęści w zębach mrozu jak świeża kapusta
Bez zmian: W opustoszałym parku spacerują wronyBez zmian: W opustoszałym parku spacerują wrony
Bez zmian: Niby czarni muzycy wśród lodowych lusterBez zmian: Niby czarni muzycy wśród lodowych luster
Bez zmian: Piec jest nieco oziębły, lecz kiedy już śpimyBez zmian: Piec jest nieco oziębły, lecz kiedy już śpimy
Bez zmian: Rozchmurza się i błyska złotym zębem żaruBez zmian: Rozchmurza się i błyska złotym zębem żaru
Bez zmian: Za oknem gra cichutko szklana muzyka zimyBez zmian: Za oknem gra cichutko szklana muzyka zimy
Bez zmian: I dom sunie do świtu w zaprzęgu zegarówBez zmian: I dom sunie do świtu w zaprzęgu zegarów
Bez zmian: Warszawa 1985Bez zmian: Warszawa 1985
Bez zmian: <strong>ZIMA</strong>Bez zmian: <strong>ZIMA</strong>
Bez zmian: Wczesny zmierzch po horyzont sięga jak po swoje,Bez zmian: Wczesny zmierzch po horyzont sięga jak po swoje,
Bez zmian: Za las, przetkany śniegiem niby futro wilcze.Bez zmian: Za las, przetkany śniegiem niby futro wilcze.
Bez zmian: Dobry los nas obdarzył tym ciepłym pokojem,Bez zmian: Dobry los nas obdarzył tym ciepłym pokojem,
Bez zmian: Gdzie tak miło nam czasem zwyczajnie pomilczeć.Bez zmian: Gdzie tak miło nam czasem zwyczajnie pomilczeć.
Bez zmian: Mróz tuli twarz do szyby, szczeka pies sąsiada;Bez zmian: Mróz tuli twarz do szyby, szczeka pies sąsiada;
Bez zmian: Jest spokojnie, jak gdyby czas się tu zatrzymał.Bez zmian: Jest spokojnie, jak gdyby czas się tu zatrzymał.
Bez zmian: Jodły śpią jak niedźwiedzie, a śnieg pada, pada...Bez zmian: Jodły śpią jak niedźwiedzie, a śnieg pada, pada...
Bez zmian: Jesteś ze mną, ja z tobą i tak mija zima.Bez zmian: Jesteś ze mną, ja z tobą i tak mija zima.
Bez zmian: Otwock 1986Bez zmian: Otwock 1986
Bez zmian: <strong>ZAPASY</strong>Bez zmian: <strong>ZAPASY</strong>
Bez zmian: Już złoty dzwon jesieni zabrzmiał nad ścierniskiemBez zmian: Już złoty dzwon jesieni zabrzmiał nad ścierniskiem
Bez zmian: Chmury ptaków i liści zerwały się z drzewaBez zmian: Chmury ptaków i liści zerwały się z drzewa
Bez zmian: Już poranki są mroźne a wieczory mglisteBez zmian: Już poranki są mroźne a wieczory mgliste
Bez zmian: I koci łeb księżyca nad przystankiem ziewa.Bez zmian: I koci łeb księżyca nad przystankiem ziewa.
Bez zmian: Idzie zima. Pęcznieją strychy i spiżarnieBez zmian: Idzie zima. Pęcznieją strychy i spiżarnie
Bez zmian: Od konfitur, kompotów, kapusty, orzechów...Bez zmian: Od konfitur, kompotów, kapusty, orzechów...
Bez zmian: Bądźmy także przezorni, nim biel nas ogarnieBez zmian: Bądźmy także przezorni, nim biel nas ogarnie
Bez zmian: I schowajmy na zimę choć słoik uśmiechu!Bez zmian: I schowajmy na zimę choć słoik uśmiechu!
Bez zmian: Otwock 1986Bez zmian: Otwock 1986
Bez zmian: <strong>PORANNE WYZNANIE</strong>Bez zmian: <strong>PORANNE WYZNANIE</strong>
Bez zmian: Wychodzę. Snem jak szalem otuliłaś głowę...Bez zmian: Wychodzę. Snem jak szalem otuliłaś głowę...
Bez zmian: Wiatr ze wschodu rozpędził miast dalekich zapach.Bez zmian: Wiatr ze wschodu rozpędził miast dalekich zapach.
Bez zmian: Brzemienne autobusy na ugiętych łapachBez zmian: Brzemienne autobusy na ugiętych łapach
Bez zmian: Ciężko człapią przez wąwóz nocy kryzysowej.Bez zmian: Ciężko człapią przez wąwóz nocy kryzysowej.
Bez zmian: Blady świt niby tajniak zagląda przez szparę.Bez zmian: Blady świt niby tajniak zagląda przez szparę.
Bez zmian: Domy wolno unoszą sklejone powiekiBez zmian: Domy wolno unoszą sklejone powieki
Bez zmian: A ja nad brudnoszarą galaretą rzekiBez zmian: A ja nad brudnoszarą galaretą rzeki
Bez zmian: Piszę palcem po chmurach te trzy słowa stare:Bez zmian: Piszę palcem po chmurach te trzy słowa stare:
Bez zmian: „Wojtek kocha Ewę”.Bez zmian: „Wojtek kocha Ewę”.
Bez zmian: Warszawa 1990Bez zmian: Warszawa 1990
Bez zmian: <strong>NOWY ROK</strong>Bez zmian: <strong>NOWY ROK</strong>
Bez zmian: Tej nocy księżyc jest bezsilny.Bez zmian: Tej nocy księżyc jest bezsilny.
Bez zmian: Chowa wątły uśmiechBez zmian: Chowa wątły uśmiech
Bez zmian: w chryzantemach fajerwerków.Bez zmian: w chryzantemach fajerwerków.
Bez zmian: Nagłe błyski demaskują domyBez zmian: Nagłe błyski demaskują domy
Bez zmian: przytulone lubieżnie do siebieBez zmian: przytulone lubieżnie do siebie
Bez zmian: i mgła muzyki wisi nad miastem.Bez zmian: i mgła muzyki wisi nad miastem.
Bez zmian: Tej nocy zamykamy na kluczBez zmian: Tej nocy zamykamy na klucz
Bez zmian: Szafę pełną wspomnień.Bez zmian: Szafę pełną wspomnień.
Bez zmian: Nie przydadzą się już do niczego.Bez zmian: Nie przydadzą się już do niczego.
Bez zmian: Niektóre upychamy w głębi,Bez zmian: Niektóre upychamy w głębi,
Bez zmian: inne chętnie by się wyrzuciło.Bez zmian: inne chętnie by się wyrzuciło.
Bez zmian: Czasem drzwi trzebaBez zmian: Czasem drzwi trzeba
Bez zmian: docisnąć kolanem,Bez zmian: docisnąć kolanem,
Bez zmian: tyle tego jest.Bez zmian: tyle tego jest.
Bez zmian: Klucz wrzucamy do nowej szafy,Bez zmian: Klucz wrzucamy do nowej szafy,
Bez zmian: jeszcze pustej.Bez zmian: jeszcze pustej.
Bez zmian: Piaseczno 2015Bez zmian: Piaseczno 2015
Bez zmian: <p style="text-align: center;"><strong> SPISKOWCY</strong>Bez zmian: <p style="text-align: center;"><strong> SPISKOWCY</strong>
Bez zmian: (Drugie miejsce w konkursie na opowiadanie o Piasecznie)</p>Bez zmian: (Drugie miejsce w konkursie na opowiadanie o Piasecznie)</p>
Skasowano: </br>Dodano: &nbsp;
Skasowano: </br> 
Bez zmian: <p align="justify">- Panie Heniu, ma pan gościa - powiedziała pielęgniarka, odłączając kroplówkę od wenflonu tkwiącego w żyle Henryka. - Trochę za późno na wizyty, ale pana tak rzadko ktoś odwiedza...Bez zmian: <p align="justify">- Panie Heniu, ma pan gościa - powiedziała pielęgniarka, odłączając kroplówkę od wenflonu tkwiącego w żyle Henryka. - Trochę za późno na wizyty, ale pana tak rzadko ktoś odwiedza...
Bez zmian: Henryk odstawił na szafkę talerz z resztkami jedzenia. Pociągnął łyk słabej, przesłodzonej herbaty. Ktoś delikatnie zapukał; spoza drzwi mignęła siwa CZUPRYNA Grzegorza.Bez zmian: Henryk odstawił na szafkę talerz z resztkami jedzenia. Pociągnął łyk słabej, przesłodzonej herbaty. Ktoś delikatnie zapukał; spoza drzwi mignęła siwa CZUPRYNA Grzegorza.
Bez zmian: - Można?Bez zmian: - Można?
Bez zmian: - Pan wchodzi - odpowiedziała pielęgniarka, mijając go w progu. - Najwyżej na pół godziny.Bez zmian: - Pan wchodzi - odpowiedziała pielęgniarka, mijając go w progu. - Najwyżej na pół godziny.
Bez zmian: Grzegorz wszedł. Przywitał się i z widocznym roztargnieniem rozejrzał dookoła; widać było, że myślami jest gdzie indziej. Bez wstępów wyjął z kieszeni kurtki pogniecioną gazetę. Zamachał nią przed nosem Henryka.Bez zmian: Grzegorz wszedł. Przywitał się i z widocznym roztargnieniem rozejrzał dookoła; widać było, że myślami jest gdzie indziej. Bez wstępów wyjął z kieszeni kurtki pogniecioną gazetę. Zamachał nią przed nosem Henryka.
Bez zmian: - Widzisz pan, znowu chcą przyłączyć nasze Piaseczno do Warszawy. Wkurzyłem się! Jakiś cwaniak na tym zarobi a zwykły człowiek jak zawsze dostanie po tyłku!Bez zmian: - Widzisz pan, znowu chcą przyłączyć nasze Piaseczno do Warszawy. Wkurzyłem się! Jakiś cwaniak na tym zarobi a zwykły człowiek jak zawsze dostanie po tyłku!
Bez zmian: Henryk wziął od niego gazetę, wlożył okulary i szybko przeleciał wzrokiem wskazany tekst.Bez zmian: Henryk wziął od niego gazetę, wlożył okulary i szybko przeleciał wzrokiem wskazany tekst.
Bez zmian: - Bez sensu - mruknął. - Trzeba będzie oddawać podatki Warszawie, a co dostaniemy w zamian? Tańsze bilety?Bez zmian: - Bez sensu - mruknął. - Trzeba będzie oddawać podatki Warszawie, a co dostaniemy w zamian? Tańsze bilety?
Bez zmian: Grzegorz entuzjastycznie potrząsnął jego ręką nie zważając na tkwiący w niej wenflon.Bez zmian: Grzegorz entuzjastycznie potrząsnął jego ręką nie zważając na tkwiący w niej wenflon.
Bez zmian: - O to chodzi! Ja właśnie do pana w tej sprawie. Nasze społeczeństwo nie może do tego dopuścić, trzeba je poruszyć, poprowadzić!Bez zmian: - O to chodzi! Ja właśnie do pana w tej sprawie. Nasze społeczeństwo nie może do tego dopuścić, trzeba je poruszyć, poprowadzić!
Bez zmian: - Niby jak? - wzruszył ramionami Henryk. - Co my możemy? Przecież jesteśmy - pan wybaczy - dwa stare grzyby. Ja mam siedemdziesiąt lat, pan siedemdziesiąt pięć...Bez zmian: - Niby jak? - wzruszył ramionami Henryk. - Co my możemy? Przecież jesteśmy - pan wybaczy - dwa stare grzyby. Ja mam siedemdziesiąt lat, pan siedemdziesiąt pięć...
Bez zmian: - Wolnego - oburzył się Grzegorz. - Dopiero skończę siedemdziesiąt cztery w listopadzie! To zresztą bardzo dobrze bo nasze pokolenie rozumie, czym jest prawdziwy patriotyzm. Już kiedyś o tym rozmawialiśmy. Pamięta pan OP?Bez zmian: - Wolnego - oburzył się Grzegorz. - Dopiero skończę siedemdziesiąt cztery w listopadzie! To zresztą bardzo dobrze bo nasze pokolenie rozumie, czym jest prawdziwy patriotyzm. Już kiedyś o tym rozmawialiśmy. Pamięta pan OP?
Bez zmian: Henryk roześmiał się serdecznie.Bez zmian: Henryk roześmiał się serdecznie.
Bez zmian: - Jasne, że pamiętam. Była z tym kupa śmiechu. OP czyli Obrona Piaseczna, nasza tajna organizacja która miała bronić miasta przed kolejnymi ciuchlandami. Kiedy to myśmy ją założyli? Ze cztery lata temu, na imieninach pańskiej małżonki. Mieliśmy nawet pseudonimy - ja byłem Czarny, a pan - Wilk.Bez zmian: - Jasne, że pamiętam. Była z tym kupa śmiechu. OP czyli Obrona Piaseczna, nasza tajna organizacja która miała bronić miasta przed kolejnymi ciuchlandami. Kiedy to myśmy ją założyli? Ze cztery lata temu, na imieninach pańskiej małżonki. Mieliśmy nawet pseudonimy - ja byłem Czarny, a pan - Wilk.
Bez zmian: - Słusznie, jestem komendant Wilk - poważnie odpowiedział Grzegorz. - Nie ma się z czego śmiać. Ogłaszam alarm!Bez zmian: - Słusznie, jestem komendant Wilk - poważnie odpowiedział Grzegorz. - Nie ma się z czego śmiać. Ogłaszam alarm!
Bez zmian: Zdezorientowany Henryk wytrzeszczył oczy na swego gościa i dyskretnie wciągnął powietrze nosem. Grzegorz wyglądał trzeźwo. Wszystko to jednak wydawało się zbyt absurdalne, aby mogło być prawdziwe. Może jakaś ukryta kamera filmowała ich potajemnie?Bez zmian: Zdezorientowany Henryk wytrzeszczył oczy na swego gościa i dyskretnie wciągnął powietrze nosem. Grzegorz wyglądał trzeźwo. Wszystko to jednak wydawało się zbyt absurdalne, aby mogło być prawdziwe. Może jakaś ukryta kamera filmowała ich potajemnie?
Bez zmian: - Panie Grzegorzu, czy pan nie przesadza? - wyjąkał. - Przecież ta organizacja to tylko wygłup, zresztą byliśmy wtedy na dobrej bani. Żartowaliśmy sobie. A ciuchlandów i tak przybywa!Bez zmian: - Panie Grzegorzu, czy pan nie przesadza? - wyjąkał. - Przecież ta organizacja to tylko wygłup, zresztą byliśmy wtedy na dobrej bani. Żartowaliśmy sobie. A ciuchlandów i tak przybywa!
Bez zmian: - Nie „panie Grzegorzu” tylko „komendancie Wilk” - sprostował Grzegorz. - Co tam ciuchlandy, dziś chodzi o poważne sprawy! Leży pan w szpitalu, może pan odmówić, formalnie będę musiał to uznać. Jednak byłbym bardzo zawiedziony, bo pan służył kiedyś w wojskach pancernych a ja potrzebuję kogoś takiego. Może pan chodzić?Bez zmian: - Nie „panie Grzegorzu” tylko „komendancie Wilk” - sprostował Grzegorz. - Co tam ciuchlandy, dziś chodzi o poważne sprawy! Leży pan w szpitalu, może pan odmówić, formalnie będę musiał to uznać. Jednak byłbym bardzo zawiedziony, bo pan służył kiedyś w wojskach pancernych a ja potrzebuję kogoś takiego. Może pan chodzić?
Bez zmian: - Mogę, ale niezbyt daleko - ostrożnie odpowiedział Henryk. - A co do wojsk pancernych, to przecież pół wieku minęło od tego czasu...Bez zmian: - Mogę, ale niezbyt daleko - ostrożnie odpowiedział Henryk. - A co do wojsk pancernych, to przecież pół wieku minęło od tego czasu...
Bez zmian: Grzegorz przerwał mu niecierpliwym gestem.Bez zmian: Grzegorz przerwał mu niecierpliwym gestem.
Bez zmian: - Nic nie szkodzi. Mamy plan, reszta oddziału czeka już na pana.Bez zmian: - Nic nie szkodzi. Mamy plan, reszta oddziału czeka już na pana.
Bez zmian: - Jaki znowu oddział? - zawołał Henryk - Przecież było nas tylko dwóch. Skaptował pan jeszcze kogoś?Bez zmian: - Jaki znowu oddział? - zawołał Henryk - Przecież było nas tylko dwóch. Skaptował pan jeszcze kogoś?
Bez zmian: - Pst, konspiracja - Grzegorz położył palec na ustach. - Zanim pana wtajemniczę, muszę mieć pewność, że idzie pan z nami. Jeśli nie, to jakoś sami sobie poradzimy. Nawet rozumiem pański brak zapału, bo pan przecież dopiero od dziesięciu lat mieszka w Piasecznie. Ale ja tu się urodziłem i tu chcę umrzeć, a nie gdzieś na przedmieściu Warszawy. Więc jak będzie, kolego Czarny?Bez zmian: - Pst, konspiracja - Grzegorz położył palec na ustach. - Zanim pana wtajemniczę, muszę mieć pewność, że idzie pan z nami. Jeśli nie, to jakoś sami sobie poradzimy. Nawet rozumiem pański brak zapału, bo pan przecież dopiero od dziesięciu lat mieszka w Piasecznie. Ale ja tu się urodziłem i tu chcę umrzeć, a nie gdzieś na przedmieściu Warszawy. Więc jak będzie, kolego Czarny?
Bez zmian: Henryk pomyślał o monotonii i nudzie szpitalnego życia, regulowanego obchodami oraz kroplówkami. Rzucił okiem na kubek z resztą słabej herbaty - jutro dostanie taką samą, pojutrze też... Wspomniał ordynatora, który marszcząc brwi oglądał wyniki badań a na nieśmiałe pytania odpowiadał krótko „trzeba czekać”. Tutaj czas po prostu stał bez ruchu jak woda w sadzawce, zaś czekanie było treścią dnia. A jeśli Grzegorz zwariował? Tak czy inaczej ma zamiar wpakować ich w jakąś idiotyczną awanturę, to nie ulega wątpliwości. Ale ile takich awantur jeszcze przed nimi? Raczej niewiele...Bez zmian: Henryk pomyślał o monotonii i nudzie szpitalnego życia, regulowanego obchodami oraz kroplówkami. Rzucił okiem na kubek z resztą słabej herbaty - jutro dostanie taką samą, pojutrze też... Wspomniał ordynatora, który marszcząc brwi oglądał wyniki badań a na nieśmiałe pytania odpowiadał krótko „trzeba czekać”. Tutaj czas po prostu stał bez ruchu jak woda w sadzawce, zaś czekanie było treścią dnia. A jeśli Grzegorz zwariował? Tak czy inaczej ma zamiar wpakować ich w jakąś idiotyczną awanturę, to nie ulega wątpliwości. Ale ile takich awantur jeszcze przed nimi? Raczej niewiele...
Bez zmian: - Idę, komendancie Wilk, niech się dzieje co chce - zawołał, siadając na łóżku.Bez zmian: - Idę, komendancie Wilk, niech się dzieje co chce - zawołał, siadając na łóżku.
Bez zmian: - Dziękuję, kolego Czarny - powiedział Grzegorz z nieukrywaną ulgą. - Trzeba będzie na godzinkę wyjść ze szpitala. Ma pan jakieś ubranie?Bez zmian: - Dziękuję, kolego Czarny - powiedział Grzegorz z nieukrywaną ulgą. - Trzeba będzie na godzinkę wyjść ze szpitala. Ma pan jakieś ubranie?
Bez zmian: - Mam dres i buty, powinno wystarczyć.Bez zmian: - Mam dres i buty, powinno wystarczyć.
Bez zmian: Henryk ubrał się szybko a na wierzch narzucił szlafrok. Tymczasem Grzegorz wyjął telefon i wybrał jakiś numer.Bez zmian: Henryk ubrał się szybko a na wierzch narzucił szlafrok. Tymczasem Grzegorz wyjął telefon i wybrał jakiś numer.
Bez zmian: - Mówi komendant Wilk - rzucił do mikrofonu przyciszonym głosem. - Kolego Zielony, proszę podjechać pod szpital Świętej Anny.Bez zmian: - Mówi komendant Wilk - rzucił do mikrofonu przyciszonym głosem. - Kolego Zielony, proszę podjechać pod szpital Świętej Anny.
Bez zmian: Nie niepokojeni przez nikogo powoli zeszli na parter i wyszli z budynku. Zachodzące słońce do połowy skryło się już za dachami Piaseczna. W gęstwinie świerkowych gałęzi pobrzmiewały ostatnie, pożegnalne ptasie głosy. Henryk z przyjemnością wdychał świeże letnie powietrze, tak różne od szpitalnej atmosfery, przesyconej lękiem i zapachem lekarstw.Bez zmian: Nie niepokojeni przez nikogo powoli zeszli na parter i wyszli z budynku. Zachodzące słońce do połowy skryło się już za dachami Piaseczna. W gęstwinie świerkowych gałęzi pobrzmiewały ostatnie, pożegnalne ptasie głosy. Henryk z przyjemnością wdychał świeże letnie powietrze, tak różne od szpitalnej atmosfery, przesyconej lękiem i zapachem lekarstw.
Bez zmian: Stojący naprzeciwko wyjścia mały samochód zamrugał światłami.Bez zmian: Stojący naprzeciwko wyjścia mały samochód zamrugał światłami.
Bez zmian: - Wsiadamy - zakomenderował Grzegorz. - Tylko zdejmij już ten szlafrok, Czarny.Bez zmian: - Wsiadamy - zakomenderował Grzegorz. - Tylko zdejmij już ten szlafrok, Czarny.
Bez zmian: Henryk wcisnął się na tylne siedzenie, Grzegorz usiadł obok kierowcy. Był to bardzo młody chłopak, ubrany w kurtkę z kapturem. Wyglądał na kogoś, kto lubi dobrze zjeść.Bez zmian: Henryk wcisnął się na tylne siedzenie, Grzegorz usiadł obok kierowcy. Był to bardzo młody chłopak, ubrany w kurtkę z kapturem. Wyglądał na kogoś, kto lubi dobrze zjeść.
Bez zmian: - Poznajcie się panowie - dokonał prezentacji Grzegorz. - Kolega Czarny, kolega Zielony.Bez zmian: - Poznajcie się panowie - dokonał prezentacji Grzegorz. - Kolega Czarny, kolega Zielony.
Bez zmian: Zielony odpowiada u nas za transport.Bez zmian: Zielony odpowiada u nas za transport.
Bez zmian: - Dlaczego ja mam być Zielony? - obruszył się kierowca. - To niepoważne.Bez zmian: - Dlaczego ja mam być Zielony? - obruszył się kierowca. - To niepoważne.
Bez zmian: - Dlatego, że jesteś jeszcze zielony i nic nie wiesz o konspiracji - odpowiedział Grzegorz. - My z Czarnym pamiętamy stan wojenny, a ty co?Bez zmian: - Dlatego, że jesteś jeszcze zielony i nic nie wiesz o konspiracji - odpowiedział Grzegorz. - My z Czarnym pamiętamy stan wojenny, a ty co?
Bez zmian: - A ja się narażam dla sprawy i biorę samochód ojca bez pytania. To mało? No wujku, przecież obiecałeś, że mi zmienisz pseudonim...Bez zmian: - A ja się narażam dla sprawy i biorę samochód ojca bez pytania. To mało? No wujku, przecież obiecałeś, że mi zmienisz pseudonim...
Bez zmian: Grzegorz posiniał ze złości.Bez zmian: Grzegorz posiniał ze złości.
Bez zmian: - Nie jestem teraz żadnym wujkiem dla ciebie, smarkaczu jeden! Musisz do mnie mówić: komendancie Wilk! Jasne? Też mi konspirator... No i jaki pseudonim chcesz mieć?Bez zmian: - Nie jestem teraz żadnym wujkiem dla ciebie, smarkaczu jeden! Musisz do mnie mówić: komendancie Wilk! Jasne? Też mi konspirator... No i jaki pseudonim chcesz mieć?
Bez zmian: - Chcę się nazywać Szybki - szepnął kierowca.Bez zmian: - Chcę się nazywać Szybki - szepnął kierowca.
Bez zmian: - No dobrze, niech ci będzie. Marnujemy czas na głupstwa a Czarny za godzinę musi być z powrotem w szpitalu. Ruszaj, Szybki, najpierw pojedziemy ulicą Sierakowskiego do rynku, chcę wam coś pokazać.Bez zmian: - No dobrze, niech ci będzie. Marnujemy czas na głupstwa a Czarny za godzinę musi być z powrotem w szpitalu. Ruszaj, Szybki, najpierw pojedziemy ulicą Sierakowskiego do rynku, chcę wam coś pokazać.
Bez zmian: - Tak jest, komendancie Wilk - wykrzyknął rozpromieniony Szybki dodając gazu.Bez zmian: - Tak jest, komendancie Wilk - wykrzyknął rozpromieniony Szybki dodając gazu.
Bez zmian: Samochód ruszył, zakołysał się na wybojach i skręcił w najbliższą przecznicę. Henryk uświadomił sobie, że bardzo słabo zna tę część miasta. Nie umiał nawet wymienić nazw mijanych właśne uliczek. Gdy jeszcze pracował, kursował głównie między mieszkaniem a stacją kolejową. Później przestał odwiedzać okolice dworca a na spacer chodził do Lidla, gdzie przynajmniej można było czasem spotkać kogoś znajomego. Teraz zaś z przyjemnością oglądał przesuwające się za szybą domki, w których tak kusząco kwitło życie zdrowych ludzi.Bez zmian: Samochód ruszył, zakołysał się na wybojach i skręcił w najbliższą przecznicę. Henryk uświadomił sobie, że bardzo słabo zna tę część miasta. Nie umiał nawet wymienić nazw mijanych właśne uliczek. Gdy jeszcze pracował, kursował głównie między mieszkaniem a stacją kolejową. Później przestał odwiedzać okolice dworca a na spacer chodził do Lidla, gdzie przynajmniej można było czasem spotkać kogoś znajomego. Teraz zaś z przyjemnością oglądał przesuwające się za szybą domki, w których tak kusząco kwitło życie zdrowych ludzi.
Bez zmian: Wjechali w ulicę Sierakowskiego. Grzegorz odwrócił się z przedniego siedzenia.Bez zmian: Wjechali w ulicę Sierakowskiego. Grzegorz odwrócił się z przedniego siedzenia.
Bez zmian: - Patrz tylko, kolego Czarny, tu gdzieś na Sierakowskiego przed wojną Żyd Felner miał piekarnię. Tatuś mi jeszcze opowiadał. Zawsze powtarzał: „te dzisiejsze chałki to nie takie jak były u Felnera”. Nikt już o tym nie pamięta i nikogo to nie obchodzi. A jak nas teraz przyłączą do Warszawy, to za pięćdziesiąt lat ludzie nie będą pamiętali, że kiedyś w ogóle było jakieś Piaseczno. Zaparkuj przy placu Piłsudskiego, Szybki.Bez zmian: - Patrz tylko, kolego Czarny, tu gdzieś na Sierakowskiego przed wojną Żyd Felner miał piekarnię. Tatuś mi jeszcze opowiadał. Zawsze powtarzał: „te dzisiejsze chałki to nie takie jak były u Felnera”. Nikt już o tym nie pamięta i nikogo to nie obchodzi. A jak nas teraz przyłączą do Warszawy, to za pięćdziesiąt lat ludzie nie będą pamiętali, że kiedyś w ogóle było jakieś Piaseczno. Zaparkuj przy placu Piłsudskiego, Szybki.
Bez zmian: Samochód zjechał na pobocze i przystanął. Wysiedli. Dzień powoli dogasał. Sylwetka kościoła rysowała się ostro na tle pomarańczowych obłoków. Wysoko nad miastem wisiał już blady sierp księżyca, dziwnie wątły i nierzeczywisty w porównaniu z metalowym półksiężycem wieńczącym ratuszową wieżę. Wszystkie ławki otaczające plac były zajęte. Fontannę okupowała gromadka dzieci. Młodsze próbowały schwytać lśniące kolorowym światłem krople wody a później z piskiem chowały się za plecami rodziców. Starsze przebiegały odważnie między różnobarwnymi strugami nie zważając na przemoczone ubrania. Piski i okrzyki mieszały się z szumem rozmów dobiegającym od strony kawiarnianych ogródków.Bez zmian: Samochód zjechał na pobocze i przystanął. Wysiedli. Dzień powoli dogasał. Sylwetka kościoła rysowała się ostro na tle pomarańczowych obłoków. Wysoko nad miastem wisiał już blady sierp księżyca, dziwnie wątły i nierzeczywisty w porównaniu z metalowym półksiężycem wieńczącym ratuszową wieżę. Wszystkie ławki otaczające plac były zajęte. Fontannę okupowała gromadka dzieci. Młodsze próbowały schwytać lśniące kolorowym światłem krople wody a później z piskiem chowały się za plecami rodziców. Starsze przebiegały odważnie między różnobarwnymi strugami nie zważając na przemoczone ubrania. Piski i okrzyki mieszały się z szumem rozmów dobiegającym od strony kawiarnianych ogródków.
Bez zmian: - Choćby tylko dla tych dzieciaków warto było fontannę zrobić - uśmiechnął się Henryk. - Nigdy jeszcze nie przychodziłem tu wieczorem.Bez zmian: - Choćby tylko dla tych dzieciaków warto było fontannę zrobić - uśmiechnął się Henryk. - Nigdy jeszcze nie przychodziłem tu wieczorem.
Bez zmian: - A kościół, a nasz ratusz? - Grzegorz wskazał budowle oświetlone ostatnimi promieniami słońca. - A stara plebania? Piękne są. Mielibyście sumienie oddać to bez walki?Bez zmian: - A kościół, a nasz ratusz? - Grzegorz wskazał budowle oświetlone ostatnimi promieniami słońca. - A stara plebania? Piękne są. Mielibyście sumienie oddać to bez walki?
Bez zmian: - Szkoda gadać; co robimy, komendancie? - zapytał Szybki.Bez zmian: - Szkoda gadać; co robimy, komendancie? - zapytał Szybki.
Bez zmian: - Do wozu! Najkrótszą drogą na Prusa, pokażę ci gdzie stanąć.Bez zmian: - Do wozu! Najkrótszą drogą na Prusa, pokażę ci gdzie stanąć.
Bez zmian: Samochód ruszył i okrążył plac. Po kilkuminutowym kluczeniu cichymi o tej porze uliczkami wjechali w ulicę Prusa. Obok szemrała rzeczka a większość stojących tu domów była nowa i zadbana. Minęli je, by zahamować przed zardzewiałym blaszanym garażem.Bez zmian: Samochód ruszył i okrążył plac. Po kilkuminutowym kluczeniu cichymi o tej porze uliczkami wjechali w ulicę Prusa. Obok szemrała rzeczka a większość stojących tu domów była nowa i zadbana. Minęli je, by zahamować przed zardzewiałym blaszanym garażem.
Bez zmian: - To pana komendanta buda? - zdziwił się Szybki. - Ten rzęch?Bez zmian: - To pana komendanta buda? - zdziwił się Szybki. - Ten rzęch?
Bez zmian: - Nie moja tylko wydzierżawiona, ale na jedno wychodzi - odpowiedział Grzegorz mocując się z wielką kłódką. - Oficjalnie trzymam w niej stary spychacz; nikt tu nie wlezie, bo po co komu spychacz? Nikomu nie przyjdzie do głowy, że to nasz magazyn broni.Bez zmian: - Nie moja tylko wydzierżawiona, ale na jedno wychodzi - odpowiedział Grzegorz mocując się z wielką kłódką. - Oficjalnie trzymam w niej stary spychacz; nikt tu nie wlezie, bo po co komu spychacz? Nikomu nie przyjdzie do głowy, że to nasz magazyn broni.
Bez zmian: - Komendancie Wilk, chyba pan żartuje - syknął Henryk. - Jaka znowu broń?Bez zmian: - Komendancie Wilk, chyba pan żartuje - syknął Henryk. - Jaka znowu broń?
Bez zmian: Kłódka puściła. Grzegorz pchnął skrzypiące drzwi i zniknął w ciemności zalegającej wnętrze. Nagle pod sufitem zabłysła słaba żarówka. Henryk ostrożnie zajrzał.Bez zmian: Kłódka puściła. Grzegorz pchnął skrzypiące drzwi i zniknął w ciemności zalegającej wnętrze. Nagle pod sufitem zabłysła słaba żarówka. Henryk ostrożnie zajrzał.
Bez zmian: - O ja to kręcę! - wrzasnął mu nad uchem Szybki i jednym susem wskoczył do środka.Bez zmian: - O ja to kręcę! - wrzasnął mu nad uchem Szybki i jednym susem wskoczył do środka.
Bez zmian: Oparł obie ręce o wypełniający całe wnętrze obskurnej szopy krępy stalowy kształt. Oglądał go i głaskał. Henryk, któremu mowę odjęło, obserwował ze zgrozą tę scenę.Bez zmian: Oparł obie ręce o wypełniający całe wnętrze obskurnej szopy krępy stalowy kształt. Oglądał go i głaskał. Henryk, któremu mowę odjęło, obserwował ze zgrozą tę scenę.
Bez zmian: - Już wiecie, jaka broń? - zapytał z uśmiechem Grzegorz. - Broń pancerna.Bez zmian: - Już wiecie, jaka broń? - zapytał z uśmiechem Grzegorz. - Broń pancerna.
Bez zmian: - Ale to przecież nasz czołg, ten co stał na skwerze - gorączkował się Szybki. - Tu jest na pancerzu taka bulwa. Poznaję, bo kiedyś potknąłem się o nią i wybiłem sobie ząb. Później mama strasznie krzyczała na tatusia że mi pozwolił po czołgu łazić.Bez zmian: - Ale to przecież nasz czołg, ten co stał na skwerze - gorączkował się Szybki. - Tu jest na pancerzu taka bulwa. Poznaję, bo kiedyś potknąłem się o nią i wybiłem sobie ząb. Później mama strasznie krzyczała na tatusia że mi pozwolił po czołgu łazić.
Bez zmian: - Kolego Czarny, pan nie rozumie co ten czołg znaczył dla piaseczyńskich dzieciaków - wyjaśnił Grzegorz. - Kiedy pan przyjechał, to już go nie było. Ale przecież na nim wychowały się całe pokolenia! Wiedziałem, że w końcu go zabiorą, bo zewsząd zabierali te ruskie czołgi. Przygotowałem zawczasu garaż a później tylko musiałem wszystkiego dopilnować.Bez zmian: - Kolego Czarny, pan nie rozumie co ten czołg znaczył dla piaseczyńskich dzieciaków - wyjaśnił Grzegorz. - Kiedy pan przyjechał, to już go nie było. Ale przecież na nim wychowały się całe pokolenia! Wiedziałem, że w końcu go zabiorą, bo zewsząd zabierali te ruskie czołgi. Przygotowałem zawczasu garaż a później tylko musiałem wszystkiego dopilnować.
Bez zmian: - No właśnie, pamiętam, że wujek... to znaczy pan komendant przesiadywał wciąż na skwerze. Nawet tatuś martwił się o pana komendanta, że tak wciąż tam siedzi.Bez zmian: - No właśnie, pamiętam, że wujek... to znaczy pan komendant przesiadywał wciąż na skwerze. Nawet tatuś martwił się o pana komendanta, że tak wciąż tam siedzi.
Bez zmian: Henryk pokręcił głową.Bez zmian: Henryk pokręcił głową.
Bez zmian: - Nie, to nie może być prawda. To chyba jakiś koszmarny sen. Jak pan go zdobył?Bez zmian: - Nie, to nie może być prawda. To chyba jakiś koszmarny sen. Jak pan go zdobył?
Bez zmian: - Wszystko jest kwestią ceny - roześmiał się Grzegorz. - Dałem mój stary motocykl i skrzynkę wódki dźwigowemu, co zabierał czołg na platformę. Bardzo był zadowolony. Jeszcze mi go tu przywiózł i wstawił do garażu.Bez zmian: - Wszystko jest kwestią ceny - roześmiał się Grzegorz. - Dałem mój stary motocykl i skrzynkę wódki dźwigowemu, co zabierał czołg na platformę. Bardzo był zadowolony. Jeszcze mi go tu przywiózł i wstawił do garażu.
Bez zmian: - Ale czy ten czołg jest sprawny? - rozgorączkowany Szybki chwycił Grzegorza za rękaw.Bez zmian: - Ale czy ten czołg jest sprawny? - rozgorączkowany Szybki chwycił Grzegorza za rękaw.
Bez zmian: - Od paru lat przy nim dłubię i naprawiam, to chyba sprawny. Zresztą zaraz się przekonamy.Bez zmian: - Od paru lat przy nim dłubię i naprawiam, to chyba sprawny. Zresztą zaraz się przekonamy.
Bez zmian: Henryk z niedowierzaniem obserwował tę scenę. Była tak groteskowa, że co chwilę machinalnie szczypał się w udo. Szarpały nim sprzeczne uczucia - czuł przerażenie a jednocześnie miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Owszem, pragnął przygody, ale chyba nie aż takiej.Bez zmian: Henryk z niedowierzaniem obserwował tę scenę. Była tak groteskowa, że co chwilę machinalnie szczypał się w udo. Szarpały nim sprzeczne uczucia - czuł przerażenie a jednocześnie miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Owszem, pragnął przygody, ale chyba nie aż takiej.
Bez zmian: - Panowie, nie gorączkujcie się tak - poprosił. - Chyba nie doceniacie powagi sytuacji. Chcecie się bawić w czterech pancernych? Wystarczy, że ktoś zauważy a ciężko bekniemy wszyscy trzej! Przecież to kryminał!Bez zmian: - Panowie, nie gorączkujcie się tak - poprosił. - Chyba nie doceniacie powagi sytuacji. Chcecie się bawić w czterech pancernych? Wystarczy, że ktoś zauważy a ciężko bekniemy wszyscy trzej! Przecież to kryminał!
Bez zmian: - Ja właśnie chcę, żeby wszyscy mnie zobaczyli - zawołał triumfalnie Grzegorz. - Nie zamierzam się ukrywać. Plan jest taki: pojedziemy czołgiem na skrzyżowanie Okulickiego i Armii Krajowej. Tam stanę z lufą wycelowaną w stronę Warszawy. Zablokuję ruch. Wy wysiądziecie i wszystko z boku sfilmujecie. Później Szybki odwiezie Czarnego a film zaniesie do Polsatu albo do TVN - albo dla pewności do obu.Bez zmian: - Ja właśnie chcę, żeby wszyscy mnie zobaczyli - zawołał triumfalnie Grzegorz. - Nie zamierzam się ukrywać. Plan jest taki: pojedziemy czołgiem na skrzyżowanie Okulickiego i Armii Krajowej. Tam stanę z lufą wycelowaną w stronę Warszawy. Zablokuję ruch. Wy wysiądziecie i wszystko z boku sfilmujecie. Później Szybki odwiezie Czarnego a film zaniesie do Polsatu albo do TVN - albo dla pewności do obu.
Bez zmian: - A co będzie z wujkiem... to znaczy z komendantem? - zapytał Szybki. - Chce komendant walczyć?Bez zmian: - A co będzie z wujkiem... to znaczy z komendantem? - zapytał Szybki. - Chce komendant walczyć?
Bez zmian: Grzegorz roześmiał się znowu i poklepał go po ramieniu.Bez zmian: Grzegorz roześmiał się znowu i poklepał go po ramieniu.
Bez zmian: - Nie ma mowy o żadnej walce, działo jest zaślepione. Zresztą nie mam amunicji. Pewnie za jakieś dziesięć minut przyjedzie policja, za pół godziny siły specjalne. Będę straszył i stawiał żądania. Zanim zauważą, że ten czołg to kupa złomu, minie kolejne pół godziny. Zanim mnie zwiną - jeszcze z dziesięć minut. W międzyczasie będzie tu już tłum dziennikarzy.Bez zmian: - Nie ma mowy o żadnej walce, działo jest zaślepione. Zresztą nie mam amunicji. Pewnie za jakieś dziesięć minut przyjedzie policja, za pół godziny siły specjalne. Będę straszył i stawiał żądania. Zanim zauważą, że ten czołg to kupa złomu, minie kolejne pół godziny. Zanim mnie zwiną - jeszcze z dziesięć minut. W międzyczasie będzie tu już tłum dziennikarzy.
Bez zmian: - Wsadzą pana do więzienia - zawołał Henryk. - Choćby tylko za nielegalne posiadanie broni.Bez zmian: - Wsadzą pana do więzienia - zawołał Henryk. - Choćby tylko za nielegalne posiadanie broni.
Bez zmian: - Wsadzą i szybko wypuszczą bo jestem już stary a ten czołg bez amunicji to żadna broń. Mogą mnie najwyżej oskarżyć o wykroczenie drogowe. Zanim sąd się tym zajmie, miną lata. Może nie dożyję wyroku? Ale przynajmniej zmobilizuję opinię publiczną i poruszę sumienia mieszkańców Piaseczna. Nie bójcie się, was nie wydam.Bez zmian: - Wsadzą i szybko wypuszczą bo jestem już stary a ten czołg bez amunicji to żadna broń. Mogą mnie najwyżej oskarżyć o wykroczenie drogowe. Zanim sąd się tym zajmie, miną lata. Może nie dożyję wyroku? Ale przynajmniej zmobilizuję opinię publiczną i poruszę sumienia mieszkańców Piaseczna. Nie bójcie się, was nie wydam.
Bez zmian: - Ja się nie boję! - zawołał Szybki. - Będziemy sławni! No już - którędy jedziemy?Bez zmian: - Ja się nie boję! - zawołał Szybki. - Będziemy sławni! No już - którędy jedziemy?
Bez zmian: Grzegorz rozłożył na czołgowym błotniku wystrzępiony plan miasta.Bez zmian: Grzegorz rozłożył na czołgowym błotniku wystrzępiony plan miasta.
Bez zmian: - Najkrótszą drogą, prosto przez mostek i park do Chyliczkowskiej a dalej do Armii Krajowej. Mam bardzo mało paliwa, tylko jeden kanister, ale do skrzyżowania powinno wystarczyć.Bez zmian: - Najkrótszą drogą, prosto przez mostek i park do Chyliczkowskiej a dalej do Armii Krajowej. Mam bardzo mało paliwa, tylko jeden kanister, ale do skrzyżowania powinno wystarczyć.
Bez zmian: - Tędy przez mostek do parku? - skrzywił się Henryk. - Przecież ten mostek pod dużym psem by się zawalił!Bez zmian: - Tędy przez mostek do parku? - skrzywił się Henryk. - Przecież ten mostek pod dużym psem by się zawalił!
Bez zmian: - Szybko przeskoczymy, nawet nie zdąży skrzypnąć - odpowiedział Grzegorz i wydobył skądś duży plastikowy baniak. - Zaraz zatankuję a ty siadaj na stanowisku kierowcy, Czarny, przypomnij sobie dawne czasy.Bez zmian: - Szybko przeskoczymy, nawet nie zdąży skrzypnąć - odpowiedział Grzegorz i wydobył skądś duży plastikowy baniak. - Zaraz zatankuję a ty siadaj na stanowisku kierowcy, Czarny, przypomnij sobie dawne czasy.
Bez zmian: Henryk osłupiał. Szeroko otwartymi oczami patrzył na obu mężczyzn i mimowolnie pukał się w pierś wskazującym palcem.Bez zmian: Henryk osłupiał. Szeroko otwartymi oczami patrzył na obu mężczyzn i mimowolnie pukał się w pierś wskazującym palcem.
Bez zmian: - Mam być kierowcą? - wykrztusił wreszcie. - Ale ja nic nie wiem o prowadzeniu czołgu! Nie mam nawet prawa jazdy!Bez zmian: - Mam być kierowcą? - wykrztusił wreszcie. - Ale ja nic nie wiem o prowadzeniu czołgu! Nie mam nawet prawa jazdy!
Bez zmian: - Przecież sam mówiłeś, że służyłeś w broni pancernej - wycedził groźnie Grzegorz przysuwając twarz do jego twarzy. - Kłamałeś?Bez zmian: - Przecież sam mówiłeś, że służyłeś w broni pancernej - wycedził groźnie Grzegorz przysuwając twarz do jego twarzy. - Kłamałeś?
Bez zmian: - No tak, niby służyłem w broni pancernej - wybełkotał Henryk. - Ale całą służbę spędziłem w magazynie mundurowym. Nie puścili mnie do czołgu bo byłem politycznie niepewny...Bez zmian: - No tak, niby służyłem w broni pancernej - wybełkotał Henryk. - Ale całą służbę spędziłem w magazynie mundurowym. Nie puścili mnie do czołgu bo byłem politycznie niepewny...
Bez zmian: Przez długą chwilę w garażu panowało napięte milczenie. Nagle Grzegorz parsknął niepohamowanym śmiechem, za nim Szybki, wreszcie dołączył do nich Henryk. Ryczeli ze śmiechu, ocierali łzy, klepali wzajemnie po plecach. W końcu Grzegorz uspokoił się i głęboko odetchnął.Bez zmian: Przez długą chwilę w garażu panowało napięte milczenie. Nagle Grzegorz parsknął niepohamowanym śmiechem, za nim Szybki, wreszcie dołączył do nich Henryk. Ryczeli ze śmiechu, ocierali łzy, klepali wzajemnie po plecach. W końcu Grzegorz uspokoił się i głęboko odetchnął.
Bez zmian: - No trudno, wobec tego sam spróbuję poprowadzić, ostatecznie niejedną godzinę spędziłem w tym złomie. To przecież niedaleko. Wy pojedziecie za mną samochodem, rozumiesz, Szybki? Czarny niech wszystko filmuje - kamera leży tu na półce.Bez zmian: - No trudno, wobec tego sam spróbuję poprowadzić, ostatecznie niejedną godzinę spędziłem w tym złomie. To przecież niedaleko. Wy pojedziecie za mną samochodem, rozumiesz, Szybki? Czarny niech wszystko filmuje - kamera leży tu na półce.
Bez zmian: - Tak jest, panie komendancie - wrzasnął Szybki, patrząc z uwielbieniem na dowódcę ale zaraz dodał: - A co tu pisze na wieży? OBOP? Przedtem tego napisu nie było.Bez zmian: - Tak jest, panie komendancie - wrzasnął Szybki, patrząc z uwielbieniem na dowódcę ale zaraz dodał: - A co tu pisze na wieży? OBOP? Przedtem tego napisu nie było.
Bez zmian: - No właśnie, co ma do rzeczy Ośrodek Badania Opinii Publicznej? - zapytał Henryk.Bez zmian: - No właśnie, co ma do rzeczy Ośrodek Badania Opinii Publicznej? - zapytał Henryk.
Bez zmian: - U nas to znaczy: Ochotniczy Batalion Obrony Piaseczna - odpowiedział dumnie Grzegorz, rzuciwszy w kąt pusty kanister. - Panowie, do maszyn!Bez zmian: - U nas to znaczy: Ochotniczy Batalion Obrony Piaseczna - odpowiedział dumnie Grzegorz, rzuciwszy w kąt pusty kanister. - Panowie, do maszyn!
Bez zmian: Wdrapał się zwinnie na czołg i znikł we włazie. Słychać było, jak pobrzękuje czymś wewnątrz. Silnik zaczął rzęzić, stękać aż wreszcie zaskoczył. Gryzący niebieski dym wypełnił garaż.Bez zmian: Wdrapał się zwinnie na czołg i znikł we włazie. Słychać było, jak pobrzękuje czymś wewnątrz. Silnik zaczął rzęzić, stękać aż wreszcie zaskoczył. Gryzący niebieski dym wypełnił garaż.
Bez zmian: - Czarny, bierz kamerę! - krzyknął Szybki i obaj pędem ruszyli do samochodu.Bez zmian: - Czarny, bierz kamerę! - krzyknął Szybki i obaj pędem ruszyli do samochodu.
Bez zmian: Czołg tymczasem drgnął, wolno wytoczył się z garażu i powoli zakręcił. Przejechał kilkadziesiąt metrów ulicą. Sapnął, zazgrzytał i żłobiąc w trawniku głębokie koleiny wpełzł na alejkę prowadzącą prosto do wątłego mostku. Wjazdu bronił tam samotny biało-czerwony słupek, tak cienki i bezradny wobec stalowego kolosa że aż Henrykowi zrobiło się go żal.Bez zmian: Czołg tymczasem drgnął, wolno wytoczył się z garażu i powoli zakręcił. Przejechał kilkadziesiąt metrów ulicą. Sapnął, zazgrzytał i żłobiąc w trawniku głębokie koleiny wpełzł na alejkę prowadzącą prosto do wątłego mostku. Wjazdu bronił tam samotny biało-czerwony słupek, tak cienki i bezradny wobec stalowego kolosa że aż Henrykowi zrobiło się go żal.
Bez zmian: - Nie przejedzie, dupnie razem z mostkiem do Perełki - jęknął Szybki, zakręcając za czołgiem.Bez zmian: - Nie przejedzie, dupnie razem z mostkiem do Perełki - jęknął Szybki, zakręcając za czołgiem.
Bez zmian: Czołg sunął coraz szybciej, szarżował triumfalnie z rozwianą kitą błękitnego dymu, wyciągając do przodu lufę jak husarską kopię. Widać było, że komendant rozpaczliwie usiłuje utrzymać w linii prostej rozpędzoną maszynę, której gąsienice rwały trawę porastającą pobocza. Wychylony przez okienko Henryk przyciskał do oka wizjer podskakującej kamery. Most był tuż tuż. Coś trzasnęło; biało-czerwony słupek przekoziołkował ponad samochodem. Gąsienice z przeraźliwym wizgiem otarły się o barierki i rozgięły je, wzniecając snopy iskier. Most boleśnie jęknął prawie ludzkim głosem, osiadając na dnie. Czołg zdążył jednak dosięgnąć drugiej strony. Mozolnie wdrapywał się na brzeg rzeczki.Bez zmian: Czołg sunął coraz szybciej, szarżował triumfalnie z rozwianą kitą błękitnego dymu, wyciągając do przodu lufę jak husarską kopię. Widać było, że komendant rozpaczliwie usiłuje utrzymać w linii prostej rozpędzoną maszynę, której gąsienice rwały trawę porastającą pobocza. Wychylony przez okienko Henryk przyciskał do oka wizjer podskakującej kamery. Most był tuż tuż. Coś trzasnęło; biało-czerwony słupek przekoziołkował ponad samochodem. Gąsienice z przeraźliwym wizgiem otarły się o barierki i rozgięły je, wzniecając snopy iskier. Most boleśnie jęknął prawie ludzkim głosem, osiadając na dnie. Czołg zdążył jednak dosięgnąć drugiej strony. Mozolnie wdrapywał się na brzeg rzeczki.
Bez zmian: Szybki zaklął i wcisnął pedał hamulca.Bez zmian: Szybki zaklął i wcisnął pedał hamulca.
Bez zmian: - Musimy jechać dookoła!Bez zmian: - Musimy jechać dookoła!
Bez zmian: Tymczasem czołg był już na górze. Jednak zamiast kierować się w stronę niedalekiej szkoły, powoli skręcał nad staw. W jego silniku coś dziwnie stukało. Nagle prawa gąsienica poślizgnęła się na trawiastym zboczu.Bez zmian: Tymczasem czołg był już na górze. Jednak zamiast kierować się w stronę niedalekiej szkoły, powoli skręcał nad staw. W jego silniku coś dziwnie stukało. Nagle prawa gąsienica poślizgnęła się na trawiastym zboczu.
Bez zmian: - Jezu, co wujek robi! - krzyknął Szybki.Bez zmian: - Jezu, co wujek robi! - krzyknął Szybki.
Bez zmian: Przechylona niebezpiecznie maszyna zaczęła zsuwać się do stawu. Ciągnąc za sobą warkocz dymu brodziła w coraz głębszej wodzie. Pokrywa włazu odskoczyła i na pancerzu pojawił się Grzegorz. Potężnym susem przeskoczył mielące wodę gąsienice, lądując w głębokim mule tuż przy brzegu. Stanąwszy na baczność, zwrócił w stronę oddalającej się maszyny umorusaną smarem twarz i zasalutował, przykładając dwa palce do daszka bejsbolówki.Bez zmian: Przechylona niebezpiecznie maszyna zaczęła zsuwać się do stawu. Ciągnąc za sobą warkocz dymu brodziła w coraz głębszej wodzie. Pokrywa włazu odskoczyła i na pancerzu pojawił się Grzegorz. Potężnym susem przeskoczył mielące wodę gąsienice, lądując w głębokim mule tuż przy brzegu. Stanąwszy na baczność, zwrócił w stronę oddalającej się maszyny umorusaną smarem twarz i zasalutował, przykładając dwa palce do daszka bejsbolówki.
Bez zmian: Czołg tymczasem był coraz dalej, parł zanurzony głębiej i głębiej, zostawiając na wodzie stawu potężne kręgi. Przerażone kaczki rozpaczliwie trzepotały skrzydłami. Wreszcie silnik zaczął się krztusić, przerywać, u wylotu rury wydechowej zabulgotała woda. Pancerny kolos ostatnim wysiłkiem wtargnął w gęstwinę sitowia otaczającego wysepkę i zamilkł. Ściana tataraku zamknęła się za jego wieżą. Jeszcze przez chwilę rozbrzmiewało tam nerwowe kwakanie, w końcu i ono umilkło. Grzegorz niezdarnie wyczłapał na brzeg. Głośno wytarł nos a potem przysiadł, by wylać wodę z butów. Henryk i Szybki wybałuszonymi oczami obserwowali go ponad ruiną mostku.Bez zmian: Czołg tymczasem był coraz dalej, parł zanurzony głębiej i głębiej, zostawiając na wodzie stawu potężne kręgi. Przerażone kaczki rozpaczliwie trzepotały skrzydłami. Wreszcie silnik zaczął się krztusić, przerywać, u wylotu rury wydechowej zabulgotała woda. Pancerny kolos ostatnim wysiłkiem wtargnął w gęstwinę sitowia otaczającego wysepkę i zamilkł. Ściana tataraku zamknęła się za jego wieżą. Jeszcze przez chwilę rozbrzmiewało tam nerwowe kwakanie, w końcu i ono umilkło. Grzegorz niezdarnie wyczłapał na brzeg. Głośno wytarł nos a potem przysiadł, by wylać wodę z butów. Henryk i Szybki wybałuszonymi oczami obserwowali go ponad ruiną mostku.
Bez zmian: - Co się tak gapicie? - rzucił ostro. - Lewy drążek mi się zablokował. No trudno, tym razem nie wyszło, chociaż mało brakowało. Dobrze, że chociaż czołg jest ukryty w trzcinach. Musi tu zostać parę dni. Może uda mi się zmobilizować do OBOP jakiegoś płetwonurka?</p>Bez zmian: - Co się tak gapicie? - rzucił ostro. - Lewy drążek mi się zablokował. No trudno, tym razem nie wyszło, chociaż mało brakowało. Dobrze, że chociaż czołg jest ukryty w trzcinach. Musi tu zostać parę dni. Może uda mi się zmobilizować do OBOP jakiegoś płetwonurka?</p>

Uwaga: Do porównania mogą być dodawane puste linie celem lepszego zawijania linii.