Pewnego dnia odwiedziliśmy znajomego mieszkającego w Julianowie. Jechaliśmy „ulicą” Julianowską, pełną błota, kałuż i dziur. Samochód rzęził, rzucał nami w dowolnym kierunku. Już mieliśmy dość, kiedy nagle, po ostrym skręcie w prawo, wjechaliśmy pomiędzy dwa płoty. Po lewej pojawił się baraczek wielkości garażu, z napisem „Sklep u Andrzeja”.
Mieszkaliśmy w...